wtorek, 10 stycznia 2012

Najgorsze są domysły. Bo domyślam się, że wcale nie tęsknisz.


I pada. Twarz Al'a wyraza więcej niż tysiąc słów. I jest zajebiste szczescie i radosc w krakowskim domu Pana J. Ma syna, na imie mu Boleslaw. Strasznie sie ciesze :> 3 dni po terminie ale ogolnie super. Dzien minal jakos znow. Wieczor z panem M przy piwku, dobrze ze ktos jest, czlowiek nie zostaje z myslami sam. A glupio mysli czasem. Nie dzialo sie nic milego w pracy, tylko szef przekazal nam info bardzo smutne z soboty, mama pana P zmarla nagle, miala wylew. 43 lata. Jezu koszmar... Zostal z bratem 11 letnim i ojcem.. Dobrze ze chociaz ojciec jest.. Stad pozniej po tym info dzien byl ponury. Miss przyszla poprawic projekt, w koncu dochodzimy do consensusu. Dziwne smsowe rozmowy z pania K. Nie wiem czego oczekuje, tzn wiem ale to glupie bo rozsadek widzi roznice i wady ktorych niczym nie zastapie. To nie to. Obojetne osobowosci, chociaz i tam nie wszystko jest super. Mam wrazenie ze wszystkim sie ulozylo wszystko tylko nie mi. Kazdy ma z kim wyjsc, byc, rozmawiac, cieszyc. U mnie ponury mrok, zimne serce i przymkniete oczy. Wiem ze gdyby mnie teraz zabraklo to nikt nie kiwnalby nawet palcem. Moze paru osobom byloby przykro. Wyslalem pani M w pracy kalendarz na 2012 rok z czaszkami, motywami mrocznymi itd, rysowany piorkiem, potem kolorowany digitalem juz. Napisala ze jest piekny. Jedyne mile slowo to bylo wczoraj. Czasem tylko ten jej zywy wzrok i usmiech ratuje mnie przed depresja. Dzis fajnie tak i podnosi na duchu ta informacja o narodzinach Bolka. Ale ogolnie wszystko jest nie tak, najwazniejsza osoba dla mnie w zyciu olala mnie zupelnie i wszystko co bylo takie proste i mialo sens nagle stracilo znacznie i ja stracilem wiare w wiele rzeczy. Spoznilem sie zeby przyjac ksiedza po kolendzie.. Nie moglem wyjsc z pracy wczesniej. Spoznilem sie na pociag do zycia. Zostalem na stacji, nawet nie pod dachem bo remont jest, pada mi na glowe deszcz. Zimny. Dookola wszyscy zadowoleni bo stoja w parach pod parasolami. A moj parasol wraz z podwojnym biletem na pociag do zycia pojechal razem z nia, bo na bilecie nie bylo mojego imienia, a jej sie znudzilo jezdzenie ze mna. Moze wybieralem zle miejsca, nie przeciskalem sie w kolejkach zeby zajac te wlasciwe dla niej. Za malo o niej myslalem i za malo sie staralem. Za malo odnajdywalem jej potrzeby i nie potrafilem byc dla niej zawsze. I pewnie za malo kochalem. Umiesz liczyc - licz na siebie. Tylko ja mialem zawsze problemy z matma, nadrabialem 966 rokiem i byciem innym. Kiedys kogos to wszystko zachwycalo. Teraz pewnie zachwyca przystojny lekarz. No i ja tu wysiadam. Ani to ani to. Albo moj full pakiet albo inna oferta. A czy bylo warto to pewnie zrozumiesz za 10 lat. Ale juz sama. Za zrozumiem wczesniej, a potem juz mnie nie bedzie tutaj. Takie te drzwi sobie wymarzylem...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz